Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wucho!.. O! o! ja znachorka jestem, ja wiem wszystko i znam... i przez gzło widzę, co się w człowieku dzieje... Tak! tak!
Dziewczyna zarumieniona mocno, spojrzała bojaźliwie.
— A cóż wy we mnie widzicie? co? co?
— Coś ja widzę... coś... ono się dopiero zawiązuje... poczyna — mówiła daléj Jaruha — ale trawa byle z ziemi wylazła, prędko rośnie... Niedarmo tu dola znowu Domana przyniosła! Co komu przeznaczone, to nie minie...
Na wspomnienie Domana rzuciła się Dziwa, spuściła głowę ku trawom i przebierać je prędko zaczęła, a stara widziała dobrze, że co je układać miała, to mięszała coraz gorzéj.
— Znacie wy bajkę o pięknéj królewnie? — rzekła.
Dziewczę nie śmiejąc jeszcze podnieść oczów, głową tylko milcząc potrząsło, jakby mówiła, że jéj nie zna, a Jaruha tak daléj ciągnęła.
— Jednego czasu była na świecie bardzo piękna dziewka u króla, który ją kochał nad życie. Co tylko chciała to miała, ptasiego mleka nawet jéj nie brakło... Aż, gdy wyrosła, a ojciec mówić zaczął, że czas za mąż iść, wręcz mu powiedziała, że nie pójdzie za nikogo, tylko za takiego, który od niéj rozumniejszy i zręczniejszy będzie, a jéj się upodoba.