Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieustanne, lub do domów powracać. Wszyscy jeszcze świeżém zwycięztwem zagrzani, gotowi byli iść na kraj świata i wojować, postanowiono przynajmniéj granicę splądrować i nastraszyć najezdzców w domu. Jak świt więc daléj ciągnąć miano. Ludkowi tylko i Domanowi zdano jeńców pomorskich, aby ich odprowadzili i jako niewolników rozdali po kmiecich zagrodach. Do dnia poczęło wojsko ruszać na wyprawę, stanice podniesiono do góry, jazda na koń siadła, kupy piesze gromadzić się zaczęły. Ludkowa czeladź, co Pomorców pędzić miała, biczami smagając, poczęła ich zmuszać do wstawania z ziemi. Straszny był widok téj dziczy zrozpaczonéj, która losowi swemu nie chcąc się poddawać, wyła, targała się, rzucała, dopóki biczyskami jak trzoda nie została zmuszona do pochodu. Pędzono ich pieszo, otoczywszy konnemi, z rękami w tył powiązanemi, poczepionych razem. Ciągnęli się nie mogąc uciec, ani nawet ruszyć inaczéj tylko wlokąc jedni drugich za sobą. Na pół nadzy, poodzierani, ranni, wlekli się, padali i wyli. Upartszych koniom do ogonów przywiązywano. Henga sam Ludek na postronku prowadził, aby mu nie uszedł.
Tak gdy Dobek ku granicy szedł, Wiszów syn z jeńcami powracał i z dobrą wieścią — niewolników po kilka do zagród rozdając — co we żniwa bardzo się przydało.