Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leszkowie milczeli stanąwszy na stronie, im się z synami Chwostka łatwiéj było porozumieć. Myszkom o głowy szło... zwołali się do kupy osobno.
— Na koń, kto żyw, niech każdy swoich ludzi zbiera... — poczęli zaklinać — nie ma czasu na długie rady... Gromadą iść i ławą im zastąpić drogę... Nie staniemy im do oczów, późniéj już nie czas będzie...
Dobek przerwał gwałtownie.
— Do domów, po ludzi! — zakrzyknął nakazująco — czeladź idźcie zbierać... nazajutrz wszyscy z czém kto ma, tu nad Gopło... a ztąd razem ruszym na wroga... Wieczora i nocy starczy! na koń! na koń!
Dosiadali téż już koni, chwytając je z paszy i od wozów, kto co napadł, rozsyłano gońców i nim mrok nadszedł, grodzisko znowu stało pustém i milczącém.
Gdy noc zapadła, w stronie, z któréj się spodziewano najazdu, dalekie łuny już widać było na niebie.
Nazajutrz nie przybył nikt jeszcze na zborne miejsce, wszyscy się gotować musieli, niejednym i dzid i oszczepów brakło... Trzeciego dnia dopiero zaczęły się gromady powoli spływać nad brzeg jeziora. Wieść o napaści wroga ruszyła wszystkich, z odleglejszych téż osad szły gromadki.