Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ja wiem, com zrobił, a na grodzie ja ubogi człek z małym głosem, nicbym nie dokazał... Jużeście się to rozjechali?..
— Jedni precz poszli gniewni, drudzy leżą i mruczą... inni, jako ja, gospody szukają... Przecie wybierać trzeba, bo nam niewybrany na kark siędzie.
Nazajutrz zrana i Doman podjechał do wrót z pokłonem, bo starego wszyscy szanowali.
— Cóżeście to wy tak pobledli? — zapytał gospodarz, który go i nie widział dawno i nie słyszał o nim nawet.
— Nóż miałem w boku, krwi mi siła upłynęło! — rzekł Doman.
— Któż was pchnął?
— Wstyd rzec... dziewka... Porwałem Wisza córkę, bo mi się srodze podobała... Na koniu będąc, w moich rękach, nóż mi mój własny wychwyciła i zadała ranę głęboką.
Drogoście kupili dziewczynę...
— Anim jéj dostał — odparł śmiejąc się Doman — wymknęła mi się i uciekła do chramu na Lednicę, a jam się długo lizać musiał...
Piastun rzekł.
— Znajdziecie drugą.
— Jużem ci i znalazł — dodał Doman — a co mi po tém, kiedy zawsze pierwszéj żal.
W tém się głos dał słyszeć z boku piskliwy.