Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 206.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowie tamtych, co ich potopiono w jeziorze, a owo ci, co na zamku z Myszkami byli... czereda ich cała. Stoją murem i patrzą na gród, jakby go oczyma zjeść chcieli.
— Niech się napatrzą! — zamruczał i zszedł powoli z drabiny. Tu Smerdowie pijani lud rozstawiają a serca dodają.
— Hej! hej! to czerń nie wojaki, licha drużyna, od sochy to i od radła... motłoch...
Wyszła Brunhilda, spojrzała dokoła, ręce łamie i oczy zakrywa. Chwost się śmieje, ale blady chodzi jak trup.
Z tamtéj strony dziwnie, ani krzyku, ani wołania, stanęli, stoją, posuwają się tylko, coraz bliżéj, coraz bliżéj. Jedni na plecach czółna niosą, drudzy u brzegu tratwy wiążą. Z téj strony łuki i proce się sposobią.
Słońce weszło, jasny dzień na niebie. Myszkowie wołają zdala.
— Ot tobie dzień ostatni, Chwoście obrzydły! Pokłoń się słońcu, a pożegnaj, bo go nie zobaczysz więcéj!
Kneź nie słucha, siadł na ławie i pije. Łuki naciągają. Na prawo, na lewo czółna się gromadzą jakby z ziemi rosły, ludzie się do nich cisną, tratwy spuścili i płyną, czółen z czółnem, gąska z gąską powiązane, szeregiem, aż pod wały.
Na okopach leżący lud wstał nagle, huknął okrzyk ze stron obu aż się ziemia zatrzęsła, stado