Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było, cisza w koło, tylko trzask palących się belek i dym czerwony ku obłokom się kłębił wysoko, jak druga wieżyca.
Smerdy kazali most walić kołami, aby się zapadł i obalił prędzéj. Z trzaskiem zaczął padać do wody, kłody dymiące na wpół spalone sycząc się po falach toczyły.
Łodzie i czółna od brzegów ściągano do grodu, i chowano w okopie. Ruch na zamku panował, Chwostek w boki się wziąwszy patrzył. Czoło mu się marszczyło tylko i usta przeklinały cicho — ród jaszczurczy.
Powoli dopalały się pale, ogień przygasał, ciemność po nim wydała się czarniejszą, noc nieprzejrzaną. Co się w tych martwych kryło ciemnościach, któż mógł odgadnąć?
Stał długo zdrętwiały jakby Chwostek, potém się ruszył nagle, odzyskując życie, na ludzi krzyknął. Począł wydawać rozkazy.
Wnet coś się potoczyło przez podwórze do brzegu, mały człeczek odwiązał czółen pławiczkę, drobny jak orzechową łupinę i plusnęło coś a znikło. Znosek z postrzyżoną głową, z wystrzeloném okiem, leżąc w téj łupinie, nie poruszając się prawie, rękami wodę rozgarniał zwolna i płynął. Czółenko posuwało się nie pluszcząc, nie drgając, jakby je z pod spodu bogunki na barkach niosły.