Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i poszanowanie dla rzemiosła swojego, rozsiadali się więc po okolicy, gdzie lepszą glinę znaleźli, Mirszowie i żyli z gliny i ze swéj sztuki.
Głową rozrodzonéj już rodziny, był Mirsz stary. Człek był tak zamożny jak nie jeden kmieć, a mówiono o nim, że mógłby był dawno garnki przestać lepić i kręcić — bo miał z czego żyć podostatkiem. Stary jednak swojego rzemiosła nie rzucał, bo je lubił i pysznił się z niego. W piecu u niego, nie w jednym to w drugim paliło się zawsze, a u koła nie było dnia, ażeby Mirsz nie siadł i coś nie robił. Oprócz chałupy w któréj mieszkał, z komorami pełnemi dobra i dostatku wszelkiego — miał Mirsz szopę wielką. Do téj kto wszedł wydziwić się nie mógł, jaki tam był dostatek wszystkiego i porządek piękny bardzo. — Szopa była, prawda, z chrustu pleciona, a gliną tylko pooblepiana, ale w środku tok miała jak w chacie ubity mocno, a do słupów deski były wszędzie poprzymocowywane, na których stały rzędem dobrane wzrostem dzbany, garnki, krużki, czasze, misy wszelkiego rozmiaru, miseczki drobne i gąski a ptaszki gliniane, a kulki dla zabawy dzieci. Wszystko to, począwszy od czarnych do malowanych żółto i biało, było na oczach kupującego, tak, że sobie mógł co chciał wybiérać.
Wiedziano o tém dobrze, iż Mirsz pękniętego garnka na półce nigdy nie postawił, ani go komu sprzedał. Próbował go sam, a jeśli mu się jak