Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakiegoście może nawykli, nie znajdziecie u mnie. Kmieciem jestem i bartnikiem, żyję jak ojcowie... Przy dawnym obyczaju stoję... Dzikiemi nas za to zowią, a my dzikiemi zowiemy tych, co odzież nosząc lepszą i oręż piękniejszy, serca drapieżne mają... Że na gród was nie puszczono, dziwić się nie powinniście, niepokój tam musi panować wielki...
— Cóż to się dzieje? — spytał gość.
— Między kmieciami a kneziem sprawa — mówił Piastun. — Niemkinię za żonę wziął i po niemiecku zażywać nas chce, a myśmy do swobody nawykli i obcego prawa ani obyczaju znać nie chcemy.
Gość się na to uśmiechnął.
— Czy wiarę téż nową — spytał — myślał zaprowadzać?
— O téj my od niegośmy nie słyszeli — odparł Piastun — choć o niéj inni ludzie różne wieści głoszą... Obcego nic znać nie chcemy.
— Dobrze czynicie — rzekł gość — ale nie wszystko cudze złém jest. Z mowy naszéj poznajecie, że my niemcami nie jesteśmy, ani ja, ani towarzysz mój, ale co dobrém mają, to od nich wziąć się godzi.
— A cóż dobrego ztamtąd przywożą? — mówił gospodarz — nie wiem. Jeźli oręż co zabija, zbójeckie to dobro, jeźli świecidła co niewiasty płochemi czynią, trucizna to. Mamy ziemię swą