Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

służebna uśmiechając się, jęła we wszystkie kubki nalewać. Wśród gwaru i ruchu kneźna sobie i mężowi ukradkiem innego napoju nalała. Goście tego nie widzieli i pili a chwalili miód stary i wonny.
Chwostek milczał. Starzy sądzili, że go przecie do rozumu i pomiarkowania przywiedli. Pili a służebna coraz im nowe kubki nalewała.
Słońce już nad zachodem przez otwarte okna zaczęło zaglądać.
— Hej! — rzekł stary Mściwój stawiąc kubek dość to już tego picia, mnie już pali we wnętrzu, miód ognisty i stary — ja mam głowę słabą i wolę wodę.
— Toż i ja — dodał Zabój — nie dosyć, że pali, alem się opił, aż sprośna rzecz, gardłem mi się nazad dobywa.
W tém jeden z młodszych zerwał się zbladły i za piersi pochwycił.
— Zdrada! — zawołał — to nie miód, to jad! to trucizna! Tak miód nie pali — on się tak w piersiach nie burzy, to jad! to jad!
Młodsi chwycili się wszyscy z ławy, mimowolnie porywając do nożów, stary Mściwój chciał wstać, za stół się ujął, nie mógł i pod stół jęcząc padł bezsilny. Zabój popatrzał na Chwostka. Temu zęby białe z pod warg widać było, a z oczów białka mu świeciły. — Śmiał się.
Młodsi rzucali się, chwieli i padali w boleściach, jedni ław chwytając, drudzy tarzając po