Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamilkł starzec i nikt się odezwać już nie śmiał. Bracia stryjeczni zbliżyli się do Leszka z ubolewaniem i miłością — i cicha rozmowa a szepty do późnéj nocy trwały pod dębami. — Nazajutrz rano Mściwój i Zabój ruszyli z grodu i skierowali się ze swą drużyną ku Gopłu.
Czekano tam na nich niecierpliwie, Mucha powrócił i przybycie ich obiecywał, donosząc, że po Miłosza pojechali. Starego jednak nikt się tu nie spodziewał. Na noc znowu stanęły straże — i psy tak wyły jak dnia przeszłego i kruki latały niespokojne, a Brunhilda z wieży patrzeć kazała, czy stryjów nie widać jadących.
Na grodzie i ludziom i stworzeniu wszelkiemu źle było i niespokojnie. Jaskółki wszystkie gniazd swoich odbiegły, latały długo szczebiocąc około wieży i poddaszów, po tém się w jedno zwinęły stado i uszły kędyś za jezioro. Po szopach konie się rwały i rżały, bydło ryczało. Ale noc zeszła spokojnie, gwiazdy zaświeciły jasno, nadedniem księżyc zszedł z nad lasów rozpłomieniony i blado zaświecił, nim się jutrzenka ukazała rumiana.
Kneźna pilno się gotowała na stryjów przyjęcie, chodziła niespokojna, rwała zioła na kępie w ogrodzie, w garnkach gotowała napoje, pieczono mięsiwa, toczono miody najstarsze. Ubito kozła, który się obracał przy ognisku, ryb przyniesiono z jeziora, pieczono kołacze i placki świąteczne, aby nic nie brakło na te gody.