Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się ku sobie, cofał przerażony, jakby nowéj lękając się zdrady.
— Nie lękaj się — poczęła Brunhilda — przysięgam ci, jutro będziesz u starego ojca i u własnego ogniska wolnym. Kneź chce zgody i spokoju. Daj się z tąd wyprowadzić, włożyć odzież, nakarmić, konie i ludzie czekają na ciebie.
Leszek zdawał się uszom nie wierzyć, można się było domyślać, że szukał pod ręką czegoś, coby mu do obrony, a przynajmniéj do pomszczenia życia służyć mogło. Drżące dłonie chwytały mur zimny.
— Nie lękaj się — powtarzała Brunhilda — przysięgam ci.
Milczał biedny więzień, który się był z posłania zerwał i do ściany przypadł, jakby w nią chciał się schronić, gdy dwóch z czeladzi przyprowadzonych przez Muchę, ujęło go zwolna pod ręce. Próbował się im wyrywać, jęcząc i niezważając na zapewnienia Brunhildy, ale osłabły był i łatwo go wziąć im przyszło. Dał się wreszcie na plecy zabrać silnemu parobkowi, który go poniósł po drabinie. Brunhilda i Mucha szli za nim. Narzucono mu opończę i Kaszuba zaprowadził naprzód z sobą do komory, gdzie mu nową odzież dać miano. Kazano wybrać jak najkosztowniejszą. Sama Brunhilda szła już przodem do swojego dworu, gdzie jeszcze uwolnionego Leszka przyjąć, nakarmić i ułagodzić chciała.