Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 064.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rego i drżącą od gniewu dłonią pochwycił go za brodę, trzęsąc nią.
— Ogień święty, dziewka poświęcona!.. ty także... stary... psi synu... Ja wam ognie pogaszę, ja wam dziewki wasze rozpędzę i chram ten zrównam z ziemią...
Stary nie pobladł nawet, milczał obojętny, ręka kneziowi opadła.
— Jakby piorunów nie było — odezwał się spokojnie — moglibyście czynić co chcecie... a no pioruny padają i duchy bronić się czém mają... Nie szukajcie kneziu wojny z bogami, gdy jéj dość z ludźmi mieć będziecie.
Chwostek nie odpowiedział nic, zerwał się z miejsca i poszedł prędko bijąc się w pospiechu to o jednę to o drugą ścianę częstokoła. Wracał do swych ludzi. Wizun pozostał we wrotach i patrzył na kiju sparty.
Ludu tego dnia około kontyny było mnóstwo, a gdy kneź podniósł głos groźny i wykrzykiwać począł, rozległo się to daleko. Posłyszeli ludzie, jak groził chramowi i ogniowi, i nim uchodząc zdążył się dostać do swoich Smerdów i służby, dokoła rozległo się szemranie, mruczenie tłumu, który szumiał jak morze... płacząc, narzekając i grożąc zarazem. Niewiasty uchodziły przelękłe i kryły się w zarośla.
Gdy Chwostek dostał się do kamiennego koła