Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ciemno się zrobiło w oczach dziewczynie i osłabła osunęła się jak senna na ręce stróżek, które ją trzymały. Kneź stał blady i drżący pięści cisnąc, usta otworzył i zębami jak zwierz dziki grozić się zdawał. Nogą wiadro pchnął i wywrócił, woda święta popłynęła po ziemi. Dziwę wniesiono omdlałą do chramu. Chwostek stał milczący, wściekły.
Stary Wizun sparty na kiju obok niego spokojnie czekał.
— Przeklętą dziewkę związać i osiec! do lochu! do jamy! — krzyknął Chwostek — nauczy się wróżyć inaczéj...
Na to nie było odpowiedzi, zasłona kontyny spadła, a dziewczęta drugą stroną Dziwę wynosiły na powietrze. Kneź się chciał zwrócić do swoich pachołków, ale ci gdzieś daleko zostali.
Stary spoglądał nań.
— Uspokójcie się miłościwy panie — rzekł — kto chce wróżby, musi ją cierpieć jaką duchy dały... Dziewczyna jéj nie winna.
Byli sami i Wizun zbliżył się wcale nie zdając zlękniony.
— Miłościwy kneziu — dodał — dosyć macie niechętnych i zażalonych, nie róbcie ich więcéj targając się na to, co nie jedne Polany szanują... Miejsce święte i dziewczyna poświęcona...
Chwostek się rozśmiał dziko, przystąpił do sta-