Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 200.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrzeby choć skórę zedrzeć z niego — krzyknął zrywając się chłopak.
— A jeśli ranny tylko i żyw, to ci się z dziupli bronić będzie — poczęli drudzy.
Zapalczywy myśliwiec nie słuchał, poskoczył ku dębowi, chwyciwszy obuszek do pasa; drudzy się tylko przypatrywali. Jak kot począł się drapać na drzewo, przykładając doń ucha. Znak dał swoim, że coś w niém słyszy. Ostrożny jednak nie wprost się do dziupli skierował. Kawał staréj, grubéj, nadłamanéj gałęzi chwyciwszy nad nią, uwiesił się na niéj i spojrzał w głąb. Patrzał długo nic dojrzeć nie mogąc, choć coraz przybliżał głowę a oczy.
W środku, nakryty zabitém zwierzem, któremu strzałę w oko wbił, leżał liśćmi się cały zasypawszy mądry Znosek. Ręką tulił oko, z którego krew mu ciekła, bo w niém strzała uwięzła. Parobczak nie widząc i nie słysząc, aby się co ruszało, ośmielił się wreszcie rękę do dziupli wpuścić i z okrzykiem radości dobył z niéj żbika, którego oko głęboko było strzałą przeszyte. Wnet począł trząść zdobyczą, okazując go gromadzie, która się cała ku niemu rzuciła, oczom swym nie wierząc prawie. Otoczono dąb, a szczęśliwemu łowcy już w myśli nie było sięgnąć głębiéj, gdzie ducha w siebie wciągnąwszy, przyczajony, leżał na pół martwy Znosek.
Ze żbikiem w ręku spuszczać się począł chło-