Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znosek podniósł się z ziemi ocierając krew, twarz miał pazurami podartą, głowę pokąsaną. Odetchnął, prychnął, plunął, po czaszce skrwawionéj powiódł dłonią i zduszoném, martwem już stworzeniem strzepnąwszy uderzył parę razy o drzewo. Po tém opasał się swoją zdobyczą i znowu spojrzał w górę, krew ciekącą ocierając rękawem. Pokaleczona głowa i dłonie, nie wstrzymały go od nowego pokuszenia. Rozgrzany tą walką więcéj niż osłabły, począł się znowu drapać do dziupli dębowéj — niosąc z sobą zduszonego nieprzyjaciela. Chwycił w końcu za krawędź wypruchniałą, zapuścił w nią palce, dźwignął się całém ciałem i zawisł nad czarnym otworem, spoglądając w jego głębie, to ku lasowi, w którego gąszczach szelest jakiś słyszeć się dawał zdaleka.
Po chwili spuścił się do dziupli, i — zniknął, szelest tylko, jakby liści suchych na dnie jéj słychać było, późniéj głowa wysunęła się po nad skraje, dwie ręce obok niéj oparły na brzegach, patrzał. Szerokie usta mięsiste otworzył, białe zęby świeciły jak u żbika. — Syczał z bólu i śmiał się.
Z lasu coraz wyraźniéj zbliżający się szmer słychać było, a w dziupli szybkie skrobanie paznogciami, aż póki w spróchniałéj korze, nie przewierciły otworu, przez który oko bezpiecznie nie postrzeżone wyglądać mogło. Drugi otwór wydrapał obok niego i w niém zaświeciło oko