Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja?.. naokół o dziesięć dni drogi znam wszystkich — rzekł Znosek — nawet psy podwórzowe po imieniu... a jakbym kmieciów znać nie miał?.. Tamten, co z progu zszedł, to stary Ziemba... nieprawdaż? Nawet wiem, z czém przychodzi i co mu gębę zamknęło... Syn jego miał na grodzie przypadek... Zczepili się z Sławojem przy uczcie i pozarzynali... Potemeśmy go puścili na jezioro, żeby się otrzeźwił, ale wody się nadto opił i... zdechł...
To mówiąc rozśmiał się Znosek, pokłonił, zawinął, skoczył i znikł.
Po wyjściu jego długo cicho było w chacie, jakby się powrotu obawiano. Ziemba téż siedzący na przyźbie nie wchodził; czekał pewnie, aż się niezdara oddali. Po dobréj chwili dopiero pokazał się w progu. Piastun, gdy próg przestąpił, podszedł go przywitać.
— Przyszedłem się wam opowiedzieć z sieroctwem mojém — odezwał się stary. — Syna mi na grodzie ubito. Ciałośmy ledwie odzyskali, aby je poczestnie spalić na stosie... Mówcie, bracia dobrzy, ludzie my jesteśmy czy zwierzęta dzikie, które bez pomsty kłuć wolno?..
Ręce założył i stał pogrążony.
— Mam dwóch jeszcze synów — mówił po chwili — choć tychbym chciał całych uchować! Gdzie się z nimi skryć? jak głowy ich osłonić?.. Chwostek na mnie zawzięty...