Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rza przypadli jedni, od gór zaczęli napastować drudzy... z orężem w dłoni niewolniczy a karny lud... musieliśmy się bronić... Skończyło się szczęście nasze, śpiewanie i spokój... Zamorskich wodzów trzeba było wziąć, stołby murować, grodziska stroić i bić się... A stara swoboda zawsze się nam przypominała... kneź nam był wrogiem... i cóż? ot, plemię nasze wyciskają powoli niemcowie i wycisnęli je już z sadyb dawnych i pod nogami nam codzień ziemi ubywa...
Zamilkł Piastun, a po chwili dodał.
— Kneziów się zbędziemy, a niemcy nam na kark wlezą...
Wisz się poruszył.
— Nie chcemy się ich zbywać — odrzekł — ale tego Chwosta tylko na innego zamienić... Wiecie dobrze, iż on pierwszy z niemcami trzyma... ród jego cały serce tam ciągnie... znajdziemy innego... Dosyć się naszéj krwi ulało... Wiecu nam trzeba...
Znowu pomilczał gospodarz.
— Trzeba nam wiecu i trzeba zmiany — rzekł — ale i wiec nie łatwy i zmiana. Ciężką to sprawę poruszacie, jakbyście gołą rękę w ul wsadzili... Jedni na Chwostka płaczą, drudzy trzymają z nim... zgody nie będzie, tymczasem niemiec języka dostanie i najedzie wówczas, gdy my się z sobą zajadać będziemy... Wiecu nam