Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wstrzymali więc go na drodze, Wisz z konia zsiadł i pozdrowił.
— My do was — rzekł.
— Zawracajmyż do chaty — odparł Piastun.
— Albo lepiéj siądźmy gdzie pod drzewy, na uboczu, bo wasz dwór na oczach, ludzi w nim obcych często bywa wiele, a nam trzeba się naradzić pocichu...
Piastun się popatrzył nań zdziwiony, nie przeciwiąc się jednak, ręką wskazał bliską polankę w lesie, gdzie szopka była na siano, taka jakie dawniéj po słowiańskich krajach odrynami zwano. Stała ona teraz otworem, i chruściane jéj ściany półprzezroczyste dozwalały widzieć dokoła, gdyby się kto przybliżał. Wewnątrz para kłód sosnowych u wrót jakby umyślnie leżała, aby na nich przysiąść można.
Konie puszczono na łączkę, aby się pasły, siedli pod dachem w odrynie, gdzie spieka nie dokuczała. Piast nie mówiąc jeszcze słowa, kobiałkę, którą na plecach niósł, odkrył i dobywszy z niéj chleb i sér, położył je przed gośćmi, ale ci ich nie tknęli.
Wisz tedy pierwszy mówić począł.
— Siedzicie pod samym grodem i pod bokiem Chwostka — rzekł — wam więc dużo nie trzeba prawić o tém, co się u nas i z nami dzieje... Potośmy do ciebie przyszli, aby się radzić... Wiec zwołać trzeba...