Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poczuwszy krew i trupy, a krucy krakając to leciały na jezioro, to wracały na wieżę, gdzie miały gniazda swoje.
Rano, gdy się Hengo zbudził, dzień już był biały, stał nad nim Gerda i za suknię go ciągnął gwałtownie, bo niemca do knezia wołano. Gdy, obmywszy się, pospieszył doń, zastał go samego, siedzącego w izbie na dole; przed nim na misie pieczone mięso, w kubkach piwo i miód na stole. Twarz miał chmurną, oczy krwią naciekłe, długo patrzał na niemca nim usta otworzył.
— Wiem, z czém cię tu posłano, — odezwał się dumnie — powiedz im odemnie, że dziękuję... Pomocy ich ja potrzebować nie będę, a gdyby do tego przyszło, zawołam... Wolę się obejść bez nich... bo darmo nie pójdą i gębę im zatkać niełatwo... Ja ich znam... Wracaj rychło, oddaj pokłon... niech chłopców wojować uczą... niech rosną... wrócą gdy nakażę, teraz nie pora... Ja tu jeszcze czyścić muszę, a nie rychło robactwa się zbędę... Stary graf niech będzie spokojny, — dodał — choć lud dziki, do swobody nawykły, ja mu ją ukrócić potrafię...
Napił się z kubka i zadumał podparty, potém wzgardliwie niemal dał niemcowi odprawę.
Zaledwie wyszedł ztąd, gdy go toż samo co wczoraj pacholę do kneziowéj pani pozwało z towarem. Zabrawszy więc węzeł swój, powlókł się na drugie podwórze, gdzie, jak wczora, czekała