Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 087.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

otworzono je zaraz; a za nim jadącego ujrzawszy Hengę, ciekawi cisnąć się zaczęli i dopytywać.
Niemiec i teraz nie okazywał po sobie trwogi, z konia zlazł, cugle wziął w rękę i postępował spokojnie za swym przewodnikiem. Minąwszy hać i mosty, weszli w obszerne podwórze, na którego końcu jednym stała wieża, niemająca wnijścia od dołu, bo do niéj dostawano się tylko po drabinach. Tuż do niéj przypierały kneziowskie izby i komory, a przed niemi ciągnęło się podsienie długie, na drewnianych słupach oparte. W pośrodku dworu, którego ściany i słupy biało, żółto i czerwono okraszone były, wznosiło się szersze wnijście, na grubszych sparte podporach, misterniéj rzeźbionych. Tu w okół stały ławy szerokie, a z tego siedzenia podwórze całe, wszystkie budowy, wały, jezioro i bramę widać było.
Gdy Smerda z ludźmi swemi zajeżdżał na podwórze, w którém się dość kręciło czeladzi, u wnijścia stał właśnie w kołpaku z futrem i piórem białém, średniego wzrostu, przysadzistéj postawy mężczyzna, z twarzą czerwoną, czarnym włosem długim, rzadką brodą, dzikiém a ostrém wejrzeniem. Zdawał się ztąd dozorować, co się na zamku działo. Sam strój jego oznajmywał pana, oblicze więcéj jeszcze. Suknię miał tym prawie krojem co wszyscy, z szerokiemi rękawami, ujętą pasem nasadzanym mosiężnemi i