Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Myśmy téż — rzekł Wisz — od was się nauczyli bronić i wojować, bośmy tego dawniéj nie znali. Prawda, że tam u zachodu wasze duchy lepszy oręż kują, ale i nasz kamień stary i pałka niczego.
— Myśmy już o kamieniu zapomnieli — odezwał się Hengo — pogrzebaliśmy stare młoty po mogiłach i już ich prawie nie widać. Niezdał się już teraz kamień, gdy o kruszce łatwo, a ludkowie nasi po pieczarach coraz więcéj go znoszą.
— My téż mamy go od morza i od lądu, z różnych stron przywożonego — ciągnął Wisz... przecie dzieci uczymy kamień szanować, bo go pierwsi bogowie pokazali — jak obrabiać — praojcom naszym.
I każdemu do grobu wkładamy młot — siekierę bożą, kamienną, aby się u swoich Bogów nią wyświadczył kim jest i zkąd idzie. Inaczéjby go niepoznali. A będzie tak na wiek wieków i u wnuków naszych.
Hengo słuchał ciekawie. W tém stary podniósł się z ławy i sięgnął ręką na półkę, po nad dzieżę chlebną, gdzie rzędem leżały młoty i siekiery kamienne, pooprawiane w drzewo i powiązane mocno. Ujął ich kilka w rękę pokazując Niemcowi...
— Po dziadach, pradziadach myśmy je odziedziczyli — mówił — biły one ofiary bogom i łby wrogom i zwierzom rogi. Gdyby nie kamień, nie