Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 030.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chowając się gdzie która mogła. Parobków tylko kilku i dwu synów gospodarza zostało.
Hengo wszedł, rozglądając się trwożliwie, choć męztwem nadrabiał.
Chłopak jego, z konia nie złażąc, z nim wjechał w podwórze. Ludzie wszyscy stali, patrząc na nich ciekawie i szemrząc między sobą.
Wisz prowadził do świetlicy.
Chata w zrąb na mech budowana, stara — w pośrodku się wznosiła, wyżéj nad inne szopy — drzwi do niéj wiodły z progiem wysokim, ale obyczajem starym, bez zamka żadnego, bo ich nigdy nie zawierano. Z sieni w lewo była izba wielka. Tok w niéj ubity gładko, posypany był zielem świeżém, w głębi ognisko z kamieni stało, na którém nigdy ogień nie gasnął. Dym się dobywał z niego przez nieszczelny dach ku górze. Ściany i belki i wszystko szkliło się od niego czarno. — Do koła przy ścianach ławy na pniach były przymocowane... W rogu stał duży stół, a za nim dzieża do mięszania chleba, białém płótnem okryta...
Nad nią wisiały wianki już poschłe i wiązki różnego ziela.
Na stole ręcznikiem szytym zasłanym, chléb téż nadkrojony leżał i nóż przy nim mały. U drzwi na ławie stał ceber z wodą i czerpakiem. W kącie, w głębi widać było żarna małe i kilka bodni chustami poosłanianych.