Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 257.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   253   —

W tém książę długo pomyślawszy, podniósł głowę i rzekł zwolna.
— Jedna i druga strona prawi tak, że jedno i drugie zda się równie wiary godném. Mogły psy być przyczyną, mogli i wilcy. Ani pastusi ani pasierb nie stawią świadków. Zresztą parobcy czynili co mogli, nad siłę zrobić nie byli w możności. Wilcy czy psy, silniejsze były od nich. A no, na pastuchów zwierzona była trzoda, oni za nią odpowiadają, co o psach prawią, łżą być może, bo kto by własne owce dał dusić? Co tu rzec? pastusi winni za owce zapłacić, a jak nie mają czém, w niewolę iść.
Odwrócił się książę nie ku Biskupowi, ale ku swoim.
— Cóż, jak wam się zda? — spytał.
Kietlicz, Mierzwa i cały prawie dwór jednym głosem zawtórowali.
— Najsprawiedliwszy wyrok w świecie!
Biskup nie powoływany do zdania, nieco szydersko się uśmiechnął, książę to dostrzegł. Tymek zdawał się tryumfować, ale Mieszek, którego uśmieszek Gedki ubodł mocno, sparł się na dłoniach i myślał znowu.
— Tak się zda — odezwał się wytrzymawszy nieco, — a gdyby prawa surowego się radzić, wyszłoby inaczéj. Jest dowód pewien, czemu sam pasierb nie przeczy, że złe psiska chował, że na te psy i inni się uskarżali. Ja to wiem. Sam