Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 250.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   246   —

łać poczęli czyby kogo nie było z żałobą, aby występował. Ujrzano naówczas niewiastę średnich lat, odzianą jak naówczas ubogie ziemianki się nosiły, w odzieży ani nazbyt staréj, ni nadto okazałéj, z namitką białą na głowie, w płaszczu na piersiach spiętym. Twarz jéj zżółkła, poorana marszczkami, oczy od łez zaczerwienione, wyraz ust zbolały, litość obudzały. Tuż za nią szedł człek młody dosyć pokaźno przystrojony, twarzy butnéj, zuchwałego wejrzenia, w krótkiéj sukni wełnianéj, pasem nabijanym ujętéj, w spodniach obcisłych i miękkich chodakach, przy mieczyku, z włosami długiemi rozrzuconemi na ramiona. Poznać było po nim można, iż musiał za jakąś winę odpowiadać, a coś mieć na sumieniu, bo szedł krokiem niepewnym, wahając się, oczy to zbyt śmiało podnosił, to strwożony i pomięszany opuszczał. Z rękami téż niewiedział co zrobić, chwytał się za pas, rzucał go, ujmował za mieczyk, zakładał w tył... Twarz nie wiele o nim dobrego powiadała, choć młoda jeszcze, już jakby życiem sterana wyglądała, pofałdowana, niespokojna, krzywił usta, mrużył oczyma, drgały mu muskuły niespokojnie. Plamy czerwone i blizny szpeciły go téż nie mało.
Za nim szło aż pięciu ludzi wystraszonych, w siermiężkach prostych, bez koszul, w chodakach dziurawych, z włosy krótko ostrzyżonemi. Niektórzy kije pstre mieli w rękach. Łatwo