Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 248.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   244   —

zem Mieszek nie poruszając się, pozostał na siedzeniu swojém.
Gedko przybywał z uroczystym występem, ubrany w szaty odświętne w płaszczyku złocistym na ramionach, jaki naówczas biskupi nosili, niesiono przed nim krzyż, towarzyszyli mu prałaci i dwór okazały. U drzwi biskup się zatrzymał, jakby oczekując należnego powitania, książę wstał tylko z tronu, ale się do wnijścia nie ruszył. Na twarzy Gedki przebiegł rumieniec doznanéj obrazy, nie wstrzymało go to od wnijścia i żywo sam zbliżył się do księcia, obok którego miejsce jego było.
Wspaniała postać biskupa, z wyniosłem i pogodnem czołem, cała nabrała jeszcze majestatu od uczucia godności dotkniętéj. Szedł zwolna, a gdy Mieszek z pewną niechęcią, zmuszony schylił się w pierścień go całując, Gedko odezwał się doń głosem spokojnym, ale w którym siłę czuć było pewną siebie.
— Miłościwy książe, choć na twych sądach, ja niemam co czynić, tylko im błogosławić, pozwólcie abym się widokiem ich pocieszył i wymiarem sprawiedliwości. Najpiękniejszy to przywilej monarchów, być szafarzami tego co najdroższe na ziemi.
Mieszek nic nie odpowiedział, można było z twarzy dwu mocarzy tych wyczytać jakby wzajemne wypowiedzenie wojny. Biskupa odtrą-