Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 223.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   219   —

dać uciąć ziemianinowi, ale gdy się zań butne rody ujęły, precz téż iść musiał.
Gedko nie od dziś w rozmyślaniu pędził godziny swe i rozterce z sobą. Widział on co się działo, na Kietlicza wykrzykiwano, odgrażano się na księcia, zjazdy po zjazdach się mnożyły, w Krakowie, po gródkach tu i owdzie już coraz głośniéj przebąkiwano że Kaźmierz lepszym by był, że potrwali Mieczysław, swoboda i prawo ziemian za niego przepadną. Duchowieństwu téż zagrażała samowola księcia, bo nie tajném było iż Mieszko się i na Biskupów odgrażał że ich do posłuszeństwa przywiedzie. Trzeba było ratować kraj od zamieszania i samowoli.
Biskup dnia tego wysłał był właśnie po Wojewodę Szczepana, który mu powinowatym był i we wszystkiem szedł za nim. Gedko znał jego nieszczęśliwe miłostki i oburzał się na nie, ale bez Szczepana obejść się nie mógł. Postanowił więc razem zagrozić mu i przywieść do upamiętania a naradzić się co czynić przystało, aby się uciskowi oprzeć i praw swych bronić.
Wysłany w ślad za Wojewodą dworzanin Biskupi, Samko, pojechał był języka dostawszy do dworu Wojewody w mil kilka od Krakowa, ku górom położonego. Zastał tam orszak jego, dwór i kilkuset ludzi leżących obozem, powiedziano mu zrazu że Pobożanin chory był, że widzieć go pod czas nie mógł, ale sprawny Samko rychło się do-