Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 212.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   208   —

gościny, która mu wcale nie smakowała, ale nowy człek jeszcze miał od innych więcéj łaski, niepuszczano go a z nim i drugich, i dotrwać musiał aż nadbiegł stary Przegala oznajmując iż Wojewodę na gościńcu ujrzano.
Znakiem to było dla młodzieży aby się chyłkiem wynosiła. Bogoria pożartowawszy z wdowy wesoło, wziął odprawę i obiecał swoich poprowadzić boczną drogą tak, aby się z Pobożaninem nie spotkali. Wdowa słuchając téj obietnicy ramionami ruszyła, jakby jej to było obojętném.
Jeszcze Jaśko z towarzyszami ledwie był na bocznéj drożynie za wrotami, gdy spostrzegli mały i skromny orszak gościńcem po cichu i jakby ostrożnie podążający ku dziedzińcowi. Stawał on i rozpatrywał się a przysłuchiwał, wysłano człeka na zwiady. Wojewoda który zawsze co najmniéj po kilkadziesiąt koni z sobą prowadzał, miał ich teraz tylko kilka, cale skromny swój zwykły ubiór powszedni na bardzo pyszny i okazały strój zamienił. Wjeżdżając już we wrota, jeszcze jakby się obawiał być spostrzeżonym, oczyma naprzód powiódł po dziedzińcu ku dworowi, a nie znalazłszy ani koni, ani ludzi, ani zwykłéj tu wrzawy, raźniéj pode drzwi podjechał. Widać było samą panią, która na spotkanie jego wychodziła.
Stary aż nadto żwawo na swój wiek, udając