Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 206.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   202   —

Dorota jakby nie słyszała — mówiła daléj.
— O! piękny pan jest jako żaden, królewską krew w nim czuć!
— I serce też królewskie — dorzucił Stach mimowoli.
— O ja o nim też wiem wiele — mówiła Dorota — bo on u mnie w głowie i sercu oddawna! albo to nie piękna historya tego Stacha z Konar niegodziwca, co śmiał go uderzyć, a któremu on tak wspaniale przebaczył!
Stach głowę spuścił, aby skryć nagle na twarz uderzającą krew. Dorota nieprzestawała.
— Wyście powiedzieli, że on miłości niewiast nie żądny, a ja wiem, że tak nie jest. Piękne liczko mu miłe! Żonę mu narzucili, mówią nie hożą i nie spełna rozumu, miłośnice musi mieć. A czemuby ich niemiał?
— Jako żywo ich nie ma — przerwał Stach — na dworze żadnéj nie słychać. Więcéj tam księży, niż niewiast, a co z księżną Heleną najechało z Rusi, na to się nikt nie połakomi, bo umyślnie dobierali pono, aby zgorszenia nie było. Dorota się rozśmiała.
— Wy widać, nie o wszystkiem dobrze wiecie — odrzuciła śmiało — ja napewno wiem, że choć jedną miłośnicę miał i pewno ją jeszcze ma! Mnie on głowę zawracał ten piękny książe — poczęła z dziwną otwartością — nie sromam się wyznać, że wolałabym go nad was wszystkich wiele jest!