Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   197   —

młodzian był bardzo piękny, nad którego chyba we wszystkich tych ziemiach urodziwszego nie było, wpadł jéj w oko bardzo. Wiedziała téż, że od niewiast nie stronił za co go duchowni strofowali i w końcu ożenili, aby odwieść od nich.
Rozmiłowała się w nim zdala Dorota, mówiąc sama, że dla tego pana o Sokolnikuby nawet zapomniała. Szukała go, zabiegała, w końcu i znalazła, ale Kaźmierz, którego o to pomawiano, że dla niewiast słabym był, dla téj się okazał surowym i obojętnym. Czyniła, co tylko mogła, aby się zbliżyć doń i zjednać go sobie i ten raz się jéj nie powiodło. Żal miała wielki, zapomnieć nie umiejąc téj porażki, tak że często powtarzała.
— Nie ma nieszczęśliwszéj niewiasty nademnie, albo mi to co kocham śmierć weźmie, lub wstręt odemnie odpycha.
Frasowała się tem wielce Dorota, że Kaźmierza w swe sieci ułowić nie potrafiła, biadała na to ciągle, a nie wychodziło jéj to z myśli i teraz. Ci co ją znali, zapowiadali, że prędzéj, późniéj na swojem postawić musi, bo wiedziano powszechnie, iż księcia mimo jego woli z Rusinką ożeniono i serca do niéj wielkiego nie miał.
Tymczasem wdowa, choć jéj ten Kaźmierz w pamięci był, zabawiała się jako przedtém, a co było w Krakowie i okolicy młodzieży ziemian i rycerzy, ciągnęło do niéj na pląsy, uczty i spiewy. Czas tam zchodził jaknajmiléj, choć nie raz