Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 200.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   196   —

na Skałach zbierała, sprawiano uczty, przybywali grajkowie, rozlegały się pieśni, wino lało w bród i po nocach otwarte okna gorzały tak, że ludzie pobożni zdala na nie patrząc żegnali się.
Miała to do siebie owa Dorota z Tęczyna, że sama zuchwałą będąc nad miarę, najwięcéj się rozlubowywała w ludziach mdłych a spokojnych, w nierozgarniętych wyrostkach i w takich co swéj woli mieć nie śmieli. Zresztą byle kto wesół był, nie hydko wyglądał, pieśni zawodzić umiał, do pląsów się zdał, głowę miał tęgą, gębę wyprawną, przyjmowała u siebie chętnie. Na te zaś czasy, gdy sama w domu ze dworem być musiała, że samotności znieść nie mogła, trzymała czeladzi i dworzan płci obojéj czeredę wielką. Dziewcząt zawsze przy niéj bywało dwanaście co najpiękniejszych a zręcznych, a że z nich często która ubywała, albo za mąż idąc, lub pochwycona bez wieści przepadając, zaraz na ich miejsce drugie dobierała sobie. Nie obawiała się Dorota, aby przy niéj która piękniejszą się wydała, bo miała taki urok, że wszystkie gasiła.
Z różnych jéj miłostek przemijających, z których tajemnicy nie czyniła, najnieszczęśliwszą była jedna, z któréj się wyśmiewano pocichu. Podtenczas gdy jeszcze książe Kaźmierz w Krakowie przebywał, i dosyć płocho czas trawił, choć naprzemiany i mądremi się zajmował rzeczami, zobaczyła go Dorota naprzód w ulicy idącego, a że