Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   195   —

nikt téż nie sprostał. Na męztwie nie zbywało równie, im trudniejszém co było tém się chciwiéj do tego brała. Z koniem w Wisłę skoczyć, przepłynąć ją, na górę się wdrapać, z urwiska się rzucić, na zwierza się porwać z oszczepem, niczém dla niéj było. A zachciało się jéj potém doma niewiastą być łagodną i miłą, potrafiła jak najlepiéj.
Żeby zaś kogo miłować miała na prawdę, oprócz może powieszonego owego przez braci Sokolnika, nie wierzył nikt. Z mężczyznami zabawiała się tylko, mieniając ich jako dziecię kukły; jeźli się nawet który więcéj podobał, po kilku dniach pewnie pogardliwą dostał odprawę. Ci którzy u niéj łaski wprzód mieli, a potém zostali odegnani, szaleli chcąc się pomścić — ona się z nich wyśmiewała.
Szydziła téż ze starego swego Wojewody, który zalecając się młodéj wdowie śmiesznym się stawał, bo córki od niéj miał starsze; ale że potrzebowała obrony i opieki, na uwięzi go trzymała. Bracia patrząc na to co Dorota dokazywała, zżymali się i wściekali, ale z Wojewodą Szczepanem zadzierać się nie chcieli, mając zawsze nadzieję, że na babę z czasem przyjdzie upamiętanie, albo wreście znajdzie się dla niéj mąż, który płochości jéj płaszczem swym pokryje.
Tymczasem po staremu wszystko szło, gdy Wojewody nie było, młodzież się w murowance