Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   194   —

biskup krakowski, widząc zgorszenie jawne, bo stary się ze swoją miłością kryć nawet nie umiał, zwołał do siebie krewniaka, a strofował go mocno.
Gdy i to nie pomogło, zagroził mu że będzieli trwać w grzechu, ile razy do Krakowa wjeżdżać zechce, każe nań w dzwony bić, jak na jawnego złoczyńcę; aż będzie musiał precz.
Uląkł się trochę Wojewoda i opamiętał, ale to krótko jakoś trwało. Dorota z obawy aby jéj nie porzucił, z małym dworem, przebrana sama pojechała do niego, — wygnać jéj nie śmiał i popadł znowu w dawne zdrożności.
Niewiasta bo była jakby stworzona na pokuszenie ludzkie.
Przy najdorodniéjszych mężczyznach gdy stanęła, żaden jéj i o pół palca nie przerastał głową, a była tak zbudowaną iż się przez to wielką nie wydawała. Urodę miała nietylko twarzy ale caego ciała tak przedziwną, iż gdy zwyczajem onego czasu włożyła suknię bardzo obcisłą a szła, ludzie stawali patrzeć jak na cudo. Przytém i lice było pańskie a królewskie, oko czarne ogromne, nosek orli, usta maleńkie, czoło jak ze słoniowéj kości utoczone, włos ciemny gdy go puściła do kolan sięgał. A wszystko to niczém było przy kunszcie niewieścim, uczynienia z siebie co się jéj zamarzyło. Mogła godziny jednéj być straszną i miłą, wesołą i smutną, jak chciała. Łzy rzęsiste miała zawsze w pogotowiu na zawołanie, a w mowie jéj