Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   193   —

pana Pobożanina, który żonę miał i dzieci, a człek był poważny i dotąd stateczny, uwzięła się obałamucić i przyciągnąć.
Zdało się to rzeczą niepodobną, bo mąż był Boga się bojący i w latach podeszły, ale co pięknéj a zalotnéj niewieście niemożliwe! Święci pańscy nieraz gorzkiemi łzami upadek swój opłakiwali. Dorota jechała potajemnie do Krakowa, wiedząc że Wojewoda tam podczas był, z tą myślą upartą iż go mieć musi. Słała do niego prosząc o rozmowę jako biedna wdowa opieki i rady potrzebująca; Wojewoda Szczepan udał się do niéj aby skarg na braci wysłuchać.
Piękna niewiasta dnia tego, choć się żałobno odziała, a łzy z powiek wymusiła, tak się wystroiła i mówić umiała a przymilać, jednać, patrzeć, wzdychać, uśmiechać, mrugać, że stary Wojewoda, któremu, jak powiadano, napoju jeszcze jakiegoś poddała, ledwie pod noc wyrwać się od niéj mógł, nie tyle pijany co upojony.
I stał się cud że ów oto dziad milczący, zimny, który nigdy na żadną niewiastę nie spojrzał, jak zielony młokos przystał do wdowy.
Drugiego dnia sam już przyjechał do jéj domu, a trzeciego wybrał się na Skały do niéj, i już ludzie dziwowali się a gwarzyli że go miała, że rzucała nim jak sama chciała.
Stał się z tego rozgłos wielki, tak że Gedko