Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   176   —

odwagi nie stracił, niewiedziéć z jakiéj przyczyny, pokonany wejrzeniem bystrém Juchima, mięszać się począł.
Żyd ręką wskazywał na stół, zapraszając do liczenia pieniędzy, na które czekał.
— Miłościwy panie — szepnął głosem stłumionym — my się bodaj nie pierwszy raz widziemy? Jam już gdzieś was spotykał?
— Niewiem — odpowiedział Stach odzyskując odwagę — gdybyście wy mnie widzieli, pewnie bym i ja was zobaczył i nie zapomniał — a — niepamiętam!
— Niech no, miłość wasza, dobrze sobie tylko przypomni? — szydersko trochę dodał Skarbny.
— Niemam na to czasu — odparł Stach — musiemy się rozpłacić.
— Nie pilno mi — rzekł żyd — miłość wasza krótką ma pamięć!
— Jaką mi Bóg dał — odpowiedział zagadnięty. — Do sprawy!
— Dziwna rzecz, — prawił Juchim — ja stary, a przysiągłbym że was znam i żeśmy nie jeden się raz widywali.
Stach spuścił oczy, naleganie to niepokoiło go.
W istocie przypominał on sobie Juchima, były to stare młodości dzieje. Skarbny nie miał naówczas jeszcze miejsca przy dworze, dostawano u niego pieniędzy na zastawy, młodzież co grała w kości, często się u niego zapożyczała. Naów-