Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   171   —

być wziętém powinno — a — nie możemy! nie możemy!
Tu jakby mu słów zabrakło, milczący Mierzwa oczy spuścił na rozwartą księgę, westchnienie głębokie z ust mu się wyrwało.
Szelest niedosłyszany prawie w téj chwili za drewnianą kratą przysłoniętą przybycie księcia zwiastował. Kietlicz spojrzał w tę stronę, Mierzwa przeczuł czy odgadł iż świadka miał i nadzorcę nad sobą.
Młodzież wcale się nie domyślała tego, tylko Jaśko Bogorja zwany Żywcem, bo był niecierpliwy i drudzy téż z nim poczynali się tym powolnym sądem niepokoić, iż się do zbytku przeciągał. Spoglądali po sobie ramionami zżymając jakby mówić chcieli — a pókiż to tego będzie!
Sądzili pewnie że lik ich i postawa, znane imiona Kietliczowi dadzą do myślenia, tak jak on sądził iż grozą sądu ich upokorzy. Obie strony stały teraz naprzeciw siebie, ważyło się między niemi która weźmie górę..
Nie szło o wyrok, bo ten miał paść zawsze na stronę Kietlicza, ale na zwycięztwo niewidzialne śmiałości i buty. Niewiadomo, któraby strona wzięła przewagę, gdyby Kietliczowi niespodzianie w pomoc nie przybył, ten który go nigdy nie opuszczał. Czuć było Mieszka za kratą.
Stach nabierał odwagi, a może Jaśko potrą-