Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   159   —

— Ale ja ich nie przyjmę! — krzyknął żyd — to plewy, to śmiecie! to drzazgi nie pieniądze! Patrz! gdzie na nich pieczęć państwa? gdzie znaki?
— Toć nie moja wina ale tych co je bili! — zawołał kmieć zrozpaczony.
— Aha! aha! — zawołał Juchim — tu się dopiero odkrywa całe niepoczciwe zuchwalstwo wasze! Obwiniacie menniczych a to są z ramienia pańskiego urzędnicy! Ho! ho! Sprawa nowa, będziecie za to odpowiadali. Kto urzędników pańskich obwinia, pana obwinia! Hej!
Skinął na pachołków.
Kmieć przywiedziony do rozpaczy, na wszystko się już ważąc, z błagającym wzrokiem zbliżył do stołu, ale Juchim się cofnął od niego, ręce podnosząc. Gniéw objął uciśnionego.
— No, niema ratunku! — zawołał zębami zgrzytając — róbcie ze mną co chcecie, drzyjcie skórę z żywego. Mówcie? co mam czynić?
— Co? dawaj coś winien! — odparł Juchim — dawaj coś winien! ja więcéj nie chcę!
— Płacę czém mam! odrzucacie, cóż więc poradzę! Pieniądze te biorą i dają wszyscy.
Za drzwiami zamkniętemi co się już późniéj z kmieciem działo, nikt nie widział, boleśne krzyki jego i miotanie się aż w izbie sądowéj słychać było. Mierzwa i Kietlicz uśmiechali się poglądając ku izdebce Juchima, zkąd ciągle szum, wrza-