Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   136   —

jeszcze, lepsze oczy łatwo człowieka poznać mogły, na to jednak nie zważano. Uliczkami mniejszemi śmiejąc się i gwarząc ciągnęli ku rynkowi, gdy od strony zamku zatętniało i tuż w kilka koni jadący Kietlicz pokazał się za niemi. Chciał się Stach cofnąć do wrót których, ale już było zapóźno i wstyd uciekać przed zbójem, szli więc daléj ufając, że Stacha nie pozna, gdy jadący za Kietliczem nieodstępny Bereza krzyknął.
— Ot że on! ot on!
Kietlicz się odwrócił. Stach z Bogorją stanęli, a Jaśko zastawił się hardo za przyjaciela.
— To wczorajszy zbieg! ten sam! — wołał pokazując Bereza.
Kietlicz na nich natarł z koniem żywo, ale zobaczywszy Bogorję, którego znał, strzymał się nieco.
— Ot on! — powtarzał natarczywie Bereza — ot on!
Stach niechcąc się ukrywać ni zapierać, wystąpił śmiało.
— A! tyś tu! — krzyknął Kietlicz.
— A jam jest! albo co? — zawołał Stach.
— A jakoś to zbiegł wczora? — począł Serb.
— Ja? nie zbiegłem jako żywo — zawołał Stach śmiało. — Stałem w podwórzu zapomniany, aż się rozleźli wszyscy, a mnie samego zostawiono. Cóżem miał czekać? jechałem do wrót; wszak-