Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   98   —

— odpowiedział Kietlicz, — bo to tam granice od krakowskiego niepewne.
— Granice niepewne? hm! Sądzicie że niepewne? — rzekł wojewoda dobrodusznie — a ja zawsze sądziłem że się to wié dobrze, kędy ziemia Krakowska się kończy, a Sandomirszczyzna się zaczyna!
— Ja tam tego tak bardzo nie patrzę! — mówił Kietlicz, — albo to nasz książe nie jest wszędzie zwierzchnim panem?
— A! wszędzie panem! wszędzie! — potwierdził wojewoda.
— Zajechałem do jednego dworu po przewód i obroki, na Sandomirskiéj ziemi — ciągnął daléj Kietlicz, — hę! ci mi nie chcą dawać! Hu! tego ja ścierpieć nie mogę! Niechaj idą z żałobą na mnie kiedy chcą, psubraty jakieś, ale co ja każę to dać muszą! Pobieżałem z ludźmi do dworu, tam stary niby chory leży, umyślnie się czyniąc takim, aby się mnie zbyć psim swędem.
— Hę! hę! Któryżto? Kto? — począł dopytywać wojewoda.
— Kto? Ot, ja go tam nie pomnę — odpowiedział coraz bardziéj nie cierpliwiąc się już tém badaniem Kietlicz. — Ten drab zuchwały drzwi mi zaparł przed nosem i do starego, niby chorego, puszczać nie chciał! Kazałem go wziąć aby