Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   79   —

Nie odpowiadali mu... Nie było tu już co robić, powstał z ławy gburowato, stół popychając przed siebie, pasa ociągnął, hełmu poprawił, obejrzał się do koła, plunął ze złości i wyszedł.
Drzwi się natychmiast za nim zamknęły.
We dworze nie mając już co poczynać, poszedł zwolna w podwórze do swoich ludzi rozłożonych tu taborem, chciwie pożerających strawę, którą im w necułkach i wiadrach dostarczano. W pośrodku tych rozpasanych siepaczy, kupka więźniów po drodze pochwyconych leżała na ziemi, ponakrywawszy głowy, twarzami do murawy, spoczywając i jakby nie słysząc zmagania się, łajania, szyderstw i wyzywań, któremi ich jątrzyć chciano. Jeńcom tym nie dano ani jeść ani pić, gdy Domuch przez litość przynieść i dla nich kazał strawę, żołnierstwo ją śmiejąc się pomiędzy siebie rozchwyciło, a potém kośćmi na powiązanych jak na psy rzucali, wołając że im i to nadto dobre.
A więźniowie, jak można było miarkować z odzieży i twarzy, byli w większéj części ludzie dostatni, pod różnemi pozorami z domów pobrani, na gościńcach pochwytani, którzy wiedzieli czego się mieli spodziewać, dostawszy Kietliczowi w ręce. Nikt z nich cały nie wyszedł.
Gbur ów, niemogąc się dłużéj nad Sciborem znęcać, bo mu ten ani odpowiadał nawet, po-