Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

rzeczki, na pagórku nie zbyt podniosłym, ale wałami i ostrokołami obwiedzionym, widać było stary gródek, dość rozległy. Zdala z za okopów zielonych, podnosiła się tylko okrągła, przysadzista wieżyca z polnych kamieni, panująca nad okolicą. Gmachów co się z nią zrastały, za drzewy i wałami prawie widać nie było. Wyszczerbiony wierzch jéj nie miał dachu, sterczało tylko nad nią coś jak belki powiązane z sobą, nie okryte niczém.
Gródek ten zwał się Sciborzyce, a obszerne do koła włości należały do niego, i mało było żupanów w Sandomierskiéj ziemi nad Scibora ze Sciborzyc, starego już stuletniego może wojaka, co swe ostatnie walki z Krzywoustym odbywszy, złamany i posieczony przyszedł tu wieku swego dożywać, śmierci doczekiwać. Zgrzybiały rycerz nie ruszył się już z gniazda, a nie było go komu wyręczać, bo nie miał ino jedną córkę, żadnego syna, wszystko mu pomarło w pieluchach. Dziecięcia jedynego, choć je dawno czas było dać komuś, Scibor z domu nie puszczał, a do domu téż nie wpuścił ktoby mu usynowiony gospodarzył...
Kto temu był winien? czy piękna Jagna Sciborzanka, czy stary ojciec? mówiono różnie, nikt pono całéj prawdy nie wiedział, a kto ją znał, ten milczał. Ludzie obcy patrzali na tę dziewkę wielkiemi ciekawemi oczyma. — Było co