Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 247.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   243   —

coby z nim i przy nim stanął. Nawet przyboczne jego straże z nami się połączą.
— Tak jest — ciągnął daléj Wojewoda — mamy tę pewność. Zamek czeka tylko aby ci otworzyć bramy.
Nalegano silniéj coraz, gdy Kaźmierz, który niewiedział już jak się opierać, o czas do namysłu prosił.
— Sumienie nie dopuszcza! — rzekł.
— Daną mi od Boga władzą, rozgrzeszam je — przerwał Biskup.
Kaźmierz wzburzone jeszcze zgromadzenie porzucając, szybko się oddalił.
Po wyjściu jego gwar powstał ogromny. Chciano gonić za nim, ale Jaksa i Wichfried zaparli drogę. Biskup spokój zalecił, głosy ucichły i zmieniły się w szemranie.
Kaźmierz tymczasem w izbie swéj zamknąwszy się, przebiegał ją krokami wielkiemi. Drzwi od niéj stały otworem do drugiéj, w któréj po Henryku spuścizna, zbroja jego i płaszcz wisiały; rzucił się ku tym pamiątkom drogim, jakby chciał uciec na łono brata, u niego szukając opieki i rady. Drzący cały, zburzony, łzy miał na oczach.
— Co powie duch ojca naszego! co ty Henryku mój rzeczesz, z wysokości patrząc na niegodnego zdrajcę i przecherę? Godzienże będę