Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 233.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   229   —

go sobie potrafi pozyskać. Przez głowę przechodziły jéj myśli najdziwaczniejsze. Stach, którego zobaczyła za orszakiem księcia, nawet wojewoda, którego się pozbyła pogardliwie, zdali się jéj na chwilę narzędziami jakichby użyć mogła, aby się zbliżyć do Kaźmierza. Po krótkiéj rozwadze, wszystko to okazywało się trudném lub niepodobném.
Ze smutkiem rachowała, jak ciężko jéj będzie dostać się do niego; tymczasem orszaki przeciągnęły, ludzie znikli, umilkło wszystko dokoła. Została samą z myślami swemi.
Książe, którego pochwyciwszy na drodze z taką radością wiedziono, jechał pogrążony w trwożliwych dumaniach spoglądając ku swoim, jakby od nich oczekiwał ratunku. Rad się był z tłumu tego wyzwolić na chwilę, aby się rozmyśleć, jak ma postąpić, i zobaczywszy księżnę z synkiem, którego kochał bardzo, pochwycił Bolka na ręce, a żona i dziecię posłużyły mu do wyrwania się biskupowi i wojewodzie. Zwrócił się do nich prosząc o potrzebny spoczynek. Dozwolono mu więc z księżną i synem wnijść do środka samemu, Wichfried tylko, Goworek i Jaksa zdala za nim pociągnęli.
Zaledwie do komnaty swéj się dostawszy, Kaźmierz padł na siedzenie z wyrazem smutku głowę kryjąc w dłoniach. Wszyscy dokoła twarze mieli wesołe, Bolko tulił się do niego, żona do-