Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 231.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   227   —

przybywających, a władzy ofiarowanéj przyjmować się wzdragał.
Ale biskup Gedko o oporze z jego strony słuchać nie chciał, pewien będąc, że powagą swą zmusi go do posłuszeństwa. Władzy duchownéj nic się odmawiać nie godziło. Wojewoda stał za biskupem i pod jego rozkazami. Przybywszy tu, choć zaprzątniony publiczną sprawą, z trwogą i nad tém przemyślał, że Dorotę przodem do Sandomirza wyprawił, prosząc Boga, aby mu tu nie zaszła gdzie drogi.
O tém już ona nie myślała. Koniuszy tylko codzień do zamku wysyłany był na zwiady, ale z niczem powracał.
Jednego rana wreście ruch postrzeżono wielki w zamku i na mieście, ludzie zaczęli wyjeżdżać zbrojni i postrojeni, oddziały szykować się, rycerstwo chorągwie podnosić i wypływać na gościniec...
Koniuszy doniósł, że się księcia spodziewano.
Uderzyło serce Dorocie, teraz się losy jéj wkrótce rozwiązać miały. Kaźmierz istotnie powracał zmuszony przez tych co po niego do Sulejowa wyjechali, przybywał z mocném postanowieniem skończenia sprawy bolesnéj, odmową jawną. Nie wiedział jeszcze ani o przybyciu biskupa, ni o wojewodzie.
Jak tylko znać dano o zbliżaniu się Kaźmierza, Gedko uroczyście naprzeciw niemu wyruszył.