Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 229.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   225   —

a dopytywano, aby się zbyć natrętów, wolała przesuwać się bocznemi drogami. W końcu rzeka się ukazała, miasto i zamek.
Jechać wprost na gród nie było można.
Przez drogę myślała już, jak się do księcia dostanie, rozrachowując po niewieściemu wszystko, aby się lada czém zbyć nie dać. Straciwszy wojewodę, wyżéj sięgała, opiekuna chciała mieć w Kaźmierzu, który był piękny, młody jeszcze i niewiasty lubił. Ufała w to mocno, że go sobie zyskać potrafi.
Wiedziała dobrze, iż książe miłośnicę miał, ale była pewną, że go od niéj oderwać potrafi.
Myśl ta zapalała ją mocno, bo i książe się jéj podobał, gdy go dawniéj widziała i na braci w nim oręż mieć chciała.
— Bodaj czarów użyć a muszę go mieć! — mówiła w duchu. Są przecież napoje, zioła, sposoby, uroki, nie zechce po woli, to go niemi przyciągnę!
Wiara w gusła była naówczas powszechną, stare baby zajmowały się niemi, nie dziw, że piękna Dorota w pomoc swym wdziękom czarodziejki wszechmocne wziąć chciała. Wzywano je we wszelkiéj potrzebie.
Oddział wdowy przyciągnął do miasta; w bramach zaraz koniuszy spytawszy o księcia, dowiedział się, że go nie było.
Niewiedziano dokąd pojechał, ani kiedy po-