Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 227.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   223   —

gnieźnieńskim prałata, i ród jego stary a możny; pochód wspaniałości książęcéj, wrażający poszanowanie większe, niż panującego, bo krzyż mu przodował. Gdy stojący na drodze pod figurą ziemianie z wojewodą ujrzeli biskupa, okrzyknęli go czapki podnosząc do góry. Gedko błogosławił. W zwiększonym orszaku ciągnęli ztąd do obozu.
Wojewoda Szczepan teraz dopiero się czuł bezpiecznym.
Wprowadzono biskupa do namiotu, do którego zaraz ziemianie tłumnie się cisnąć zaczęli. A że każdy go widzieć i słyszeć chciał, a ciasno było we środku, musiano ze wszystkich stron podnieść ściany płócienne. Cichość się stała na chwilę. Biskup kłaniających mu się i cisnących do ręki, błogosławił, i modlitewkę krótką odmówiwszy, począł podniesionym głosem.
— Otom ci między was przybył dzieci moje, aby do dzieła sprawiedliwego przewodniczyć w imie Chrystusa Pana. Dzieło sprawiedliwe jest i chwalebne.
Niegodzi się, aby dla jednego człowieka cierpieli wszyscy. Książe Mieszek kościoła nie szanuje, ani sług jego, ani starych praw i zakonów ziemi naszéj. Prawo swoje bezprawiem chce gruntować. Myśmy nawykli panów sobie dawać sami i wybierać, on siłą panować chce.
Szanujemy krew pańską! Gdy jeden obrany nie godzi się nam, drugiego wziąć możemy. Niech