Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 206.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   202   —

dziom pochwycić w kleszcze, bo między niemi a mną ty zostaniesz na miazgę zgnieciony.
Mieszkowi jakby tchu zbrakło, pociągnął powietrza, gniew obejmował go coraz większy.
Powoli Kaźmierz przystąpił doń i ujął go w ramiona.
— Mieszku, — zawołał błagająco — uspokój że się! Jeśli kto, to ty mnie od dziecka znać powinieneś. Wiesz żem nigdy nie pragnął wiele, a od żądzy panowania Bóg mnie strzegł i sił mi nie dał potemu. Przypomnij sobie żem po śmierci Bolka miał Kraków w ręku, a ziemianie przedemną klęczeli, prosząc abym został z niemi. Dla ciebie im odmówiłem, znając com starszemu winien.
Mieszek jeszcze nie uspokojony, wyrwał się z objęć jego.
— Nie o ciebie szło i idzie warchołom — począł żywo, nie ciebie oni chcą! Dawno do tego dążą, aby prawa nasze dziedziczne znieśli a sobie wolność wybierania panów jakich chcą i zrzucania ich zdobyli. Ale pókim ja żyw, nie dam im tego. Jutro nas wszystkich wygnają, aby obcego posadzić.
Kaźmierz słuchał go smutny.
— Dla tego, — dodał Stary — chcą ciebie na Kraków i na mnie prowadzić. Tyś słaby, ulegniesz Biskupowi, Wojewodzie i krzykaczom, ale