Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   195   —

Głos trąbki rozchodził się po lesie długo bez odpowiedzi.
O białym dniu, napróżno się odzywając, siedli na konie, książę wesół żartując ze złego przewodnika, Wichfried gniewny sam na siebie, nieumiejąc już radzić, bo nawet strony w któréj klasztor leżał nie był pewnym.
— Jedźmyż gdzie konie poniosą, one więcéj od nas mają rozumu — poprowadzi je głód do żłobu.
Gdy im cugli popuścili, rozum ten koński tak się niedorzecznym okazał, że jeden chciał iść w prawo drugi w lewo — książęcemu dano pierwszeństwo.
Jechali trochę już głodni, śmiejąc się ze swéj przygody.
Los tak zrządził, by ani na żadną osadę, ani na człowieka, ani na gościniec, nawet na samotną chatę nie trafili. Gdzie się zapędzili, żaden z nich nie wiedział. Około południa, książę, który dotąd bardzo brał wesoło obłąd swój, zaczął téż być trochę niespokojnym.
— Licho już wie gdzie my jesteśmy — rzekł, w półtora dnia okrutny kawał drogo zrobić można, gotowiśmy się znaleźć, gdzie się cale niespodziewamy.
Właśnie gdy to mówił, zastąpiła im drogę rzéka dosyć znaczna. Pilica nie Pilica?? nie poznali co za jedna.