Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   179   —

zany do pana, nie umiał sumienia z rozumem pogodzić[1] — Łzy mu się w oczach kręciły.
— Co jemu tam może grozić! — począł mruczeć — tam go ani szukać nie będą, ani znaleźć mogą.
— Jakże ty tego możesz być pewny? — spytał Stach szydersko.
Trudno było co dobyć z twardego człowieka, oczyma się zdawał prosić o zmiłowanie, ale Stach natarczywie nalegał.
Drudzy odgrażali się by go wiązać, inni bić chcieli ażby dobyli głosu, Stach nie dawał go tknąć. Wiedział jak był Kaźmierzowi ulubiony.
Gdy mu grożono Smok spoglądał pogardliwie, jakby wyzywał razy i męki.
— Smocze — zawołał raz jeszcze Stach — powtarzam ci to do sumienia twojego, stanie się co złego panu — ty winien będziesz! Kat cię bierz, puszczę cię wolno[2] — Gdy Mieszek na polowaniu, w lesie, w zasadzce ułapi Kaźmierza — tyś tak chciał...
Odstąpił od niego i dał znak aby drudzy gc, nie wstrzymywali. Ujrzawszy się wolnym Smok naprzód chciał się do konia rzucić i uchodzić, ale pogróżka w nim tkwiła — zatrzymał się.
Stach już odchodził, gdy on dobrowolnie za nim postąpił pociągnął za rękaw i w oczy mu wpatrzył się mocno.

— Prawda co mówicie? — spytał.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie lub następny wyraz (Łzy) winien być małą literą.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie lub następny wyraz (Gdy) winien być małą literą.