Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   176   —

Znał go z twarzy, bo Smoka znali wszyscy — krzyknął zaraz.
— Smocze! gdzie książę?
— Jaki książe? — wyjąknął zmięszany drab i chciał się już do ucieczki zabierać.
— Stójże no, szalony człecze — za szyję go chwytając zakrzyczał Stach — jam przecie nie wróg a swój i temu samemu co ty panu służę. Znam cię jak szarą gęś, wykłamać mi się nie możesz, boś z panem był. Jeźli pytam to nie dla zdrady a dla dobra.
— Tyś kto? — zapytał Smok.
— Ktom jest tom jest — zawołał Stach — dosyć żem Kaźmierzowy sługa. Jedziemy szukając księcia, bo mu od Mieszka grozi niebezpieczeństwo, pochwycić go chcą. Zasadzki nań czynią, ludzi niema, idziemy w pomoc i dla straży. Nie zechcesz gadać a stanie się co złego, gardłem odpowiesz!
Smok miał w podejrzeniu Stacha, chciał mu się wyśliznąć i ujść, ale konia trzymano, myślał obalić na ziemię napastnika i byłby się rzucił nań, ale gromada nadciągnęła i obstąpiła. Zaciął się tedy i stał milczący.
Spojrzeli sobie w oczy.
— Ja cię znam — mówił do niego Stach — wiem że panu jesteś wierny jak nikt, że go nigdy na krok nie odstępujesz, dlaczegożeś go teraz porzucił?