Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 177.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   173   —

Cztery gościńce wyznaczono któremi udać się miały oddziały, dostając języka, przezierając lasy, zajeżdżając do dworów, aby się dowiedzieć o księciu.
Staszek po części rachubą, częścią przeczuciem jakiemś wybrał się ku Sulejowu. Oddział ten był najliczniejszy, najlepiéj zbrojny i najgorętszego ducha. Stachowi szło o to aby znalazłszy Kaźmierza, jakimkolwiek sposobem do jego przybocznéj straży się wśliznąć. Obawiał się on naprawdę o księcia, i sam chciał czuwać nad nim.
Mało co od Sandomirza odciągnąwszy zaczęli zaraz po osadach i chatach przepytywać.
Dostać języka nie tak łatwo było, bo gdzie się kolwiek oddział rycerstwa pokaźniejszy ukazał, osadnicy z chat uciekali i co żyło się ukrywało. Uprowadzono konie w lasy, pędzono stada w gąszcze, aby się uchronić od przewodu i przeżywiania.
Wszyscy słudzy książęcy i duchowni, a nawet możniejsze ziemiaństwo miało prawo po gościńcach brać konie i ludzi, żywić się kosztem wiosek. Nawet psiarzom i sokolnikom pańskim odmawiać tego nie było można. Lud więc po osadach gdy zoczył nadjeżdżających, natychmiast skryć się starał. Pomimo to, Stach konia nie szczędząc, łapał zbiegów po polach, ale od nich o księciu nic się dowiedzieć nie mógł.